wtorek, 28 października 2008

Max Payne

Byłem, widziałem film. Kurczę, nawet sam nie wiem co napisać, ale osobiście uważam, że jest to dotychczasowo najlepsza adaptacja filmowa gry komputerowej. Może i Wahlberg jako Max jest troszku za czysty, może Kunis nie jest tak seksownie zła, jak Mona złożona z polygonów, jednak film ma swój klimat, brudu, chłodu (wszechobecny charakterystyczny śnieg) ze wstawkami, wyjętymi jak by z komiksu. Zabawa ze światłem i cieniami jest po prostu cudna.

Do fabuły odwoływać się nie będę, bo na ten film można iść TYLKO po przejściu przynajmniej pierwszej części gry, chociaż, grę kilkunastogodzinną opowiedzieć w dwie godziny jest ciężko i maruderzy będą mieli co robić. Jeśli chodzi o grę aktorów, to jak mówiłem Wahlberg spisał się nieźle, jednak brakuje tych narracji niskim głosem, tych zagiętych brwi do środka, bejsbola i painkillersów. :D Mona to samo, brak jej tego seksapilu, nie czuć tego czegoś co działo się między bohaterami w grze. Może w następnej części.
Za to Ludacris w roli Bravury, świetny.

Efekty specjalne, dźwięki, scenerie to mistrzostwo świata. Kilka scen w bullet timie kopie zady i naprawdę, dla nich samych warto iść na ten film.

Do tego po napisach zajawka drugiej części. Zostałem ja i 3 osoby, nawet obsługa nie wiedziała o co kaman. Widać kto jest fanem ^^.

Polecam, graczom, każdy inny nie zrozumie piękna tego filmu. Dla graczy casuali film też nie jest, trzeba w tym widzieć coś więcej, niż klikanie dla relaksu.


Pozdrawiam i do następnej notki. :]

p.s. sorry za chaos w mojej mini recenzji, ale ja na polskim uważałem tylko na ortografię :D

1 komentarz:

Devil_2k pisze...

Widziałem i jakoś mnie nie powaliło :P Jak na adaptację gry, w której biegniesz przed siebie i strzelasz było bardzo mało akcji (przyznajmy, że najwięcej akcji strzelanej z Maxem to jakieś pierwsze 5 i ostatnie 10 minut filmu).