czwartek, 9 lipca 2009

Open'er 2009

Na samą myśl opisania tego wydarzenia cisnęło mi się na palce tyle słów, że musiałem dać sobie kilka dni i to jakoś w głowie ułożyć i uniknąć wielkiego chaosu merytorycznego, który zapewne i tak się wkradnie. Ok pierwsze zdanie wielokrotnie złożone za nami, możemy iść dalej.

Moje przygotowania do Open'era zaczynają się już w połowie marca, kiedy to zakupiłem bilet, jako prezent urodzinowy. Zacząłem już wtedy podpytywać ludzi, czy się wybierają. Po kilku rozmowach okazało się, że jedzie ze 100 osób i to z całej Polski! Mówię sobie, że będzie super. Zająłem się bardziej bliższymi sprawami (m. in. urodzinami, zlotami i takimi tam ;) )

Przyszedł koniec czerwca. Pakowanie i zebranie ekipy, której nie było. W końcu się okazało, że na pole jadę z Łodzi sam. Mary ma gdzieś kwaterę, ktoś tam na jeden dzień, kto inny na trzy. Aj tam, komentować nie będę, bo niektórzy po prostu nie mogli, reszta dała ciała na całej linii.
Był dylemat, pociąg czy samochód. Dałem ogłoszenie na dwa fora, że mam dwa miejsca w samochodzie i się odezwało dwóch jegomości. Tutaj już można podkreślić moc tego festiwalu. Trzech obcych sobie gości jedzie na openera 'razem' dwóch z Łodzi, trzeci zgarniany z Torunia. Marcina zgarnąłem pierwszego lipca spod Kopernika (tego szpitala w Łodzi ;), a Artura żeśmy już w Toruniu wygarnęli z chaty. Dalej rura autobanem do samego Trójmiasta. Tam szybkie zaopatrywanie się w jedzenie instant, garnek, kilka sztućców, wodę i zupki chmielowe marki każdej lepszej od Heinekena ;)

Dojazd na parking 10zł za KAŻDY wjazd (sic!) i chyba jedno z najlepszych miejsc na parkingu jak na tę godzinę, bo dokładnie na przeciwko wejścia na pole namiotowe, tyle że w trzecim rzędzie. Odebranie opasek, wbitka na pole, zajęcie miejsc, wniesienie bagaży. Czas odszukać Ksenię, która jako nieliczna dotrzymała obietnicy dotarcia na Open era. Ten dzień minął na poznawaniu znajomych Kseni i delikatnej i ostrożnej integracji z sąsiadami z pola. Wypad w nocy na plażę, powrót już w stanie ciężkim (jedyny raz kiedy byłem pijany). I wpad do namiotu. Dzień zero się zakończył.

Dzień pierwszy 02.07.2009
Pobudka, mętlik w głowie i ta okropna myśl, że już pół dnia minęło i 'o kurwa jak tu gorąco'. Szybkie spojrzenie na zegarek: 6:58 WTF?! o.O
Zebrałem się, wziąłem kosmetyczkę, ręcznik. Poszedłem kupić bony na prysznic i udałem się do takowego. Kąpiel po podróży i ogolenie całej głowy wokół irokeza zajęlo mi ze 20 minut. Kiedy wyszedłem, była już kolejka przynajmniej na godzinę czekania. Właśnie to nazywam wyczuciem czasu ;)

Odpuszczę sobie zwiedzanie Gdyni z Marcinem gdyż było to jedno wielkie błądzenie, zbliżone do szukania okularów przez pana Hilarego ;) Wyczerpani wrócili, zjedli, Bazyl zaczął robić 'zupki' ;) i spóźnieni grubo udali się na teren festiwalowy. Wniesienie mojego EOSka nie było problemem bo znałem dobry sposób (DZIĘKI MERY!, że się Tobie nie udało ? o.O)
Zacząłem robić zdjęcia, podszedłem na The Carsów, potem troszkę na Renton, po słuchałem Arctic Monkey i tych nie znałem nawet polubiłem i zaraz idę coś ich posłuchać jeszcze :D
Gwiazda wieczoru i moim zdaniem całego Open'era 2009 - Basement JAXX. Co Ci ludzie odstawili za szow to przechodzi ludzkie pojęcie. Wokalistki z 100lg wagi i 90 kg charyzmy, dobry set, dobra improwizacja podczas awarii kompa. Świetna zabawa i najlepszy koncert na Openerze, już pierwszego dnia. Duża sprawa i wielkie wyzwanie dla reszty wykonawców, którego się podjęli, ale bezskutecznie. O tym później.
Wycieńczony spacerowaniem i koncertem, dotarłem do namiotu i zasnąłem momentalnie. :]

Dzień drugi 03.07.2009
Pobudka też około 7, nie idzie wytrzymać dłużej w namiocie. Wygramoliłem się i zacząłem od zupy ;] Dzień minął na integracji, wypadzie na plażę, do miasta na zakupy i pulpetach z garnka. Koncerty:
Maria Awaria dała po porstu dobry koncert, piosenki stare i nowe, delikatny szurnięty show (rzucanie bananów w publcziność i armata pełna piłek ping pongowych included), bieganie w te i we wte do tego to takie indiańskie coś na głowie i było super. Zaraz po tym odniesienie plecaka do namiotu i powrót na The Gossip. Beth ma ogromną charyzmę, pomimo dużych rozmiarów biega i skacze po całej scenie, śpiewając bez najmniejszych problemów. Usłyszałem Standing in The Way of Control - jestem spełniony. Bardzo dobry koncert.
Na The Kooks zostałem zaciągnięty przez piękne sąsiadki z pola. Nie moje klimaty, postałem, posłuchałem i poszedłem na nie czekać przy dmuchanej butli ;)
Wyszło na to, że na Mobiego poszedłem sam. Czekałem na ten koncert od wielu tak, jeszcze za czasów 'Play'. Było świetnie, Moby podszedł do występu bardzo profesjonalnie, muzyka była świetna, zagrał utwory z każdej z płyt. Jestem zadowolony, wyszalałem się, pośpiewałem. Spełniony w 100%
Na pole do obozu, na piwko z sąsiadką Agatą i sąsiadem Patrykiem (czekam na kasę!)

Dzień trzeci 04.07.1009 Pobódka standardowo o świcie. Jak dzień minął już praktycznie nie pamiętam, ale było chyba kilku godzinne ładowanie telefonu, laptopa, baterii do aparatu. Jest to o tyle męczące, że organizatorzy przewidzieli na całe pole namiotowe (coś koło 20 tys ludzi chyba) jakieś 18 (osiemnaście) gniazdek. Po czym trzy się zjarały :D Pogaduchy z anglikami, którzy uważają, że cola za 2 bony (6zł) to tanio :D, obejrzany Slumdog na ledwocowytrzymujacymgorącątemperaturę laptopie ;)
Później obiadek (3 x makaron z sosen marki Tesco za UWAGA 0,54zł jeden :)
Sjesta i wypad na koncerty. Zgadałem się z Justyną z Tomaszowa i udaliśmy się na Fisza. Po raz trzeci bez problemu wszedłem na teren z aparatem i z Fisza już zrezygnowałem po drodze, gdyż od rana napalałem się na Kawałek Kulki. Jeszcze poprzedniego dnia usłyszałem, że między 19 a 20 Trójka będzie robiła audycję na żywo z pozdrowieniami to jeszcze na szybko udałem się do ich namiotu. Stała kolejka do nagrywanych pozdrowień, które tam miały kiedyś polecieć. Ktoś tam zaprosił do pozdrowień na żywo, się wyrwałem i pozdrowiłem polowiczy :D i zapewniłem ludzi, że Open'er bez pola, to pół Openera. Dostałem kapelusz i dwa różowe odblaski. Kapelusze różowe się skończyły niestety :(Biegiem na Kawałek Kulki, na szczęście grali na Young Stage'u więc miałem blisko, zdążyłem na sam początek, miejsce pod sceną. Wypas koncert. Uwielbiam głos wokalistki Magdy Turlaj (pewnie stąd nazwa :D ) do tego ich teksty są jednocześnie proste, ale przyjemne. Jak mówią 'śpiewają same refreny' i wychodiz im to nad wyraz dobrze. Po Bisach ludzie krzyczeli 'nawet Moby nie miał dwóch Bisów' co racja to racja. Koncert świetny :) Później udaliśmy się coś zjeść/wypić, dalej Madness, które akurat moim konikiem nie jest, ale słyszałem, że było bosko (nie zostałem na całym koncercie) dalej mnie zaciągnęli na White Lies, też nie mój konik, a nogi wołały o litość. Wyszedłem na zewnątrz odpocząć. Przyszedł czas na Pendulum. Właściwie to od początku festiwalu, wiedziałem, ze długo tam nie zostanę, bo Buraka grała o podobnym czasie, ale coś tam się poprzestawiało i się udałem. Chłopaki zrobili koncert iście indie popowy z elementami dnb. Zagrali parę starych kawałków co poszło in plus i kilka z ostatniej płyty co mnie troszkę zniesmaczyło. Co kto lubi, poskakałem i nawet zapomniałem o bolących nogach :d
Do namiotu i spać, ostatni dzień przed nami.

Dzień czwarty 05.07.2009
Udało mi się pospać dłużej, ten dzień minął na kilku wycieczkach do Tesco, zatrzymaniu przez dwa patrole Służby Celnej (oba stały w odległości 200m od siebie) i upajaniu się alkoholowo. Był też grillek (obowiązkowo za rok będą ze 3 :D ) i był odpoczynek przed koncertami. Najważniejszy dzień, najlepsze koncerty. Napojony Lechami, spakowałem ostatniego na drogę, do tego Tigera (1l) i sprzęt do plecaka. Idę na OSTRego. Powolutku spacerkiem dotarłem do bramek, wywiązała się konwersacja z ludziami z Radomia, z czego jeden się urodził w tym samym szpitalu co OSTRy ;] (PAMIĘTAM, tak!!!) Weszliśmy razem, zrobiliśmy sobie parę fotek i poszliśmy na OSTRego pokrzykując hasła stadionowe o panach Policjantach. Zapamiętany przez kilka osób (potwierdzone gronem ;) ) Dalej, się okazało, że Buraka Som Sistema gra właśnie DZIŚ!. O 19.30 odmeldowany pod World Stagem gdzie się odbył najbardziej skoczny, odjebany i wyczerpujący koncert w całym Openerze. Nie wiem jak go opisac, po prostu fenomenalnie się bawiłem. Pozdrowienia dla ludzi, którzy znosili moje 'wuege wuege wuege!!' Ja chcę jeszcze raz!
Po tym spotakłem kilak osób znajomych z Łodzi i udałem się na The Ting Tings, co by dobre miejsce zająć. Pomysł był dobry, bo soundcheck trwał sporo i już podczas niego zebrała się kupa ludzi. To był koncert, na który najbardziej czekałem, naj naj naj. Nie zawiodłem się ani trochę, publiczność dopisała, a artyści nie spodziewali się, że są tak znani u nas :) Katie White dobiła mnie swoją urodą i stylem po raz kolejny i odechciewa mi się żyć wiedząc, że jej nie poznam bliżej (czytaj: zaliczę - sorry, jestem facetem :D ) Najlepszy koncert, na równi z Basement Jaxx i Buraką :D
Po tym, polazłem do znajomych z Łodzi co słuchali Placebo. Akurat dobre 2 godzinki, żeby odpocząć dwa wyczerpujące koncerty. Zdrzemnąłem się i obudziłem akurat na Prodigy. Zagrali świetnie i tyle, w Krakowie było lepiej :) Więcej nie powiem bo nie, starczy.

Podsumowując, wydałem w chuj kasy, bawiłem się nieskończenie razy bardziej :)Za rok obowiązkowo i już mam to w dupie czy jedziecie czy nie, ja będę na pewno!

Pozdrowienia dla sąsiadów Agaty, Agaty, Oli, Oli, Weroniki, Piotrka, Konrada, Mateusza, Karoliny, Patryka i Tomka.
Dla Ekipy z Tychów z Ksenią na czele.
Dla współpasażerów: Marcina, Artura i Tomka
Dla chłopaków z Radomia
Dla ludzi, którzy pozowali do zdjęć!
Dla ludzi z Łodzi i znajomych co byli 4 dni i nie na polu (straciliście pół festiwalu)
Dla Justyny, z którą miałem się bawić cały festiwal a widzieliśmy się przez 15 minut :D

Dla innych, których nie pozdrowiłem, a powinienem.

2 komentarze:

mielas.pl@gmail.com pisze...

A nie robiłeś może, zdjęć na koncercie K.Kulki ? ;>

Bazyli pisze...

tak robiłes
zapraszam na www.bazylicosieniemyli.pl